
Zabawa cudzym kosztem- tak najprościej mówiąc zapowiada się początek sztuki, której premiera odbyła się 13 stycznia w naszym teatrze. Na szczęście jednak doskonale zarysowana fabuła tej komedii sprawia, że spektakl nabiera głębszego sensu.
Jeśli myślisz, że masz pecha, koniecznie przyjdź na ten spektakl, by zweryfikować swoje poglądy.
Główny bohater – Pierre Brochant- jest cenionym wydawcą beletrystyki, a w wolnych chwilach zakłada się z kolegami, organizując tytułowe kolacje dla głupca (ten z kolegów, który przyprowadzi największego głupca- wygrywa!). Może nie jest to ambitny sposób na życie, ale naszemu bohaterowi to nie przeszkadza. Ma dom, piękną żonę, przynoszącą zyski pracę, a uczucie pustki rekompensuje sobie skutecznie naśmiewaniem się z innych.
Do czasu.
Na głupca idealnego wg Pierrrea doskonale nadaje się księgowy z Ministerstwa Finansów- Francois Pignon. To postać skrojona na miarę, dosłownie i w przenośni.
Autor sztuki Francis Veber stworzył tę postać, jako zdecydowanie groteskową, ale też wzbudzającą sympatię. Reżyser spektaklu z kolei obsadził w tej roli ponadprzeciętnego wzrostu aktora – Krzysztofa Urbanowicza. Mieszanka idealna! Już samo pojawienie się wspomnianego wyżej księgowego stanowiło zapowiedź tego, co na s czeka w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut.
A działo się sporo.
Od tej pory na Pierrea Brochanta (granego doskonale przez Dariusza Czajkowskiego) jak domino sypią się nieszczęścia, a w dużej mierze przyczynia się do tego tytułowy głupiec i… jego dobre chęci. Ofiara zupełnie nieświadomie – choć konsekwentnie – doprowadza do rewanżu, w myśl zasady, że „karma zawsze wraca”.
Oj, wraca! Pierreowi nie tylko wypada dysk, opuszcza go żona, a po domu kręci się nadgorliwy poborca podatkowy, ale przede wszystkim przestaje on panować nad własnym życiem. Bo jak wytłumaczyć żonie brak kochanki, a kochance brak żony? Jak wytłumaczyć się z obrazów podejrzanego pochodzenia i jak sprawić, by głupiec (chociaż na chwilę) przestał być głupcem ?
Niemożliwe? Przekonajcie się sami!
Ciekawe zwroty akcji, piętrzące się zabawne problemy bohaterów i salwy śmiechu na widowni, a jednocześnie poczucie, że sprawiedliwość jednak zwycięża. Czy można chcieć więcej?